Choć jeszcze niedawno pytanie "dlaczego nie do Barcelony?" wywoływało salwy śmiechu, dziś traktowane jest już zupełnie poważnie. Robert Lewandowski jest bowiem o krok od hiszpańskiego giganta i wkrótce zagra na Camp Nou. Czy taki transfer ma jednak jakikolwiek sens?
Skupiając się tylko na sytuacji kadrowej FC Barcelona – można mieć co do tego wątpliwości. Klub – przynajmniej na papierze – nie potrzebuje kolejnego zawodnika ofensywnego. W styczniu sprowadził przecież Ferrana Torresa i Pierre'a-Emericka Aubameyanga, a w lipcu zakontraktował Raphinhę i przedłużył umowę z Ousmanem Dembele.
Na kontraktach pozostają też Ansu Fati, Martin Braithwaite i Memphis Depay. Dwaj ostatni są co prawda na wylocie, ale ich przyszłość wciąż nie jest znana. Jeśli nie uda się ich sprzedać, w składzie pozostanie czterech zawodników mogących grać w środku ataku. Lewandowski będzie piątym. Tak szeroka kadra może być bombą z opóźnionym zapłonem.
Trudno bowiem uwierzyć, by Xavi zdecydował się na grę dwójką napastników. Od początku swojej kariery trenerskiej wierny jest ustawieniu 4-3-3. Oznacza to, że po transferze Lewandowskiego ktoś będzie musiał siedzieć na ławce. Torres czy Depay z łatwością odnajdą się na bokach, ale Aubameyang będzie optował za grą na szpicy. Podobnie zresztą jak Lewandowski.
Dawni rywale z Bundesligi będą zmuszeni walczyć o grę od pierwszych minut. Lewandowski, jako nowy zawodnik, będzie na uprzywilejowanej pozycji. Nie wiadomo jednak, jak odnajdzie się w takiej sytuacji. W Bayernie od lat był przecież wyborem numer jeden. Gdy tylko był zdrowy, wybiegał na boisko w podstawowym składzie.
W Barcelonie może być inaczej. Zwłaszcza, że Aubameyang wydaje się być piłkarzem lepiej pasującym do profilu zespołu. Jest bardziej mobilny i może płynnie wymieniać się pozycjami – szczególnie z lewoskrzydłowym.
Gabończyk potwierdził to zresztą w minionych miesiącach. Odkąd dołączył do Barcelony stał się jej kluczowym zawodnikiem. W 23 spotkaniach strzelił trzynaście goli i miał jedną asystę. Na bramkę rywali kopał średnio co 31 minut, a trafiał do niej co 116.
W analogicznym okresie – od początku lutego do końca sezonu – Lewandowski był jednak skuteczniejszy. Zdobył więcej bramek – szesnaście – i znajdował się w lepszych sytuacjach. Według współczynnika goli oczekiwanych w każdym spotkaniu dochodził do okazji pozwalających na strzelenie 0,85 gola.
Aubameyang nie mógł pochwalić się takim wynikiem. W barwach Barcelony notował 0,48 xG na każdy mecz. Rzadziej od Lewandowskiego kopał też na bramkę (2,1 do 3,9 strzału na mecz) i walczył w pojedynkach powietrznych (1,61 do 4,7 starcia na mecz). Lepiej radził sobie za to w pressingu.
Różnice wynikały nie tylko z charakterystyki obu graczy, ale i ze sposobu gry ich zespołów. Rywalizująca w mocniejszej lidze Barcelona stwarzała znacznie mniej sytuacji od Bayernu. Od początku sezonu jej piłkarze oddali ponad sto pięćdziesiąt strzałów mniej od graczy z Bawarii. Rzadziej dochodzili też do jakościowych sytuacji bramkowych.
Współczynnik xG wynoszący 1 osiągali zazwyczaj w okolicach pięćdziesiątej minuty. Piłkarze Bayernu tyle szans tworzyli w 29 minut. I choć ogromną zasługę miał w tym sam Lewandowski, to ktoś te piłki mu przecież dogrywał...
Od 6 listopada 2021 roku, czyli dnia przejęcia Barcelony przez Xaviego, aż pięciu piłkarzy Bayernu zanotowało pięć lub więcej asyst. Thomas Mueller miał ich czternaście, Joshua Kimmich osiem, Leroy Sane sześć, a Serge Gnabry i Kinglsey Coman po pięć.
W analogicznym okresie w Barcelonie takich graczy było tylko trzech – Ousmane Dembele (14), Jordi Alba (9) i Ferran Torres (6). Pozostali nie mogli równać się z Bawarczykami.
Po przenosinach do Katalonii Lewandowski nie uświadczy więc takiego serwisu, jaki zapewniano mu w Monachium. Będzie musiał też przyzwyczaić się do walki o miejsce w podstawowym składzie i zaadaptować do innego stylu gry...
I choć z pewnością sprosta tym wyzwaniom, to czy przechodząc do Barcelony ułatwi sobie życie? Raczej nie. Ale czy wspomniane minusy przesłonią mu plusy? Na to pytanie odpowiedzieć można tak samo.
W Barcelonie spotka bowiem Xaviego, który w swojej krótkiej karierze szkoleniowej udowodnił już, że potrafi współpracować z bramkostrzelnymi napastnikami. W Katarze pod jego wodzą rekordy strzeleckie bił Baghdad Bounedjah, a w Barcelonie do dawnej formy powrócił Aubameyang.
Można przypuszczać, że podobnie będzie i z Lewandowskim. Ten w Katalonii będzie mógł liczyć jednak na coś więcej niż tylko współpraca z legendą światowego futbolu. Na Camp Nou sam będzie mógł zyskać ten status. Bo choć od kilku lat jest jednym z najlepszych piłkarzy globu, to do miana supergwiazdy wciąż mu daleko.
W Monachium nie miał bowiem takiej ekspozycji, jaką mają na co dzień gracze Realu Madryt czy Barcelony. Gdy jego wciąż aktualny klub ma na Twitterze pięć milionów fanów – Barcelona ma ich osiem razy więcej. Gdy Bawarczyków obserwuje na Instagramie trzydzieści milionów ludzi – ekipę z Katalonii ponad sto.
Popularność klubu przekłada się na wyniki samego Lewandowskiego. Gdy on ma na Instagramie 25 milionów fanów, jego główny konkurent w wyścigu po "Złotą Piłkę" – Karim Benzema – ma ich dwa razy więcej. Pozostając w Bayernie nie zniwelowałby tej różnicy, przechodząc do Barcelony ma na to szanse.
Sportowo transfer może nie mieć dla Lewandowskiego sensu, ale marketingowo i tak będzie strzałem w dziesiątkę. Zarówno dla niego samego, jak i dla klubu. Polski napastnik jest tego świadomy. Dlatego też do Katalonii przeniesie się nie po to, by polepszyć swoją sytuację boiskową, ale po to by lepiej było mu poza murawą. I trudno się mu dziwić.
Czytaj także:
– Z kim pierwszy mecz "Lewego"? Możliwy Inter, albo... Real Madryt!
– Dlaczego Lewandowski odszedł z Bayernu? Oto główne powody!
– Robert Lewandowski i FC Barcelona. Skazani na sukces?
– Wszystkie rekordy "Lewego". Niesamowite liczby Polaka...
– Od plotki do transferu lata. Tak "Lewy" trafił do Barcelony [KALENDARIUM]